Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marian Wasilewski
Poszukujący Drogi
Dołączył: 20 Lis 2005
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: USA
|
Wysłany: Nie 23:58, 25 Maj 2008 Temat postu: Moja droga ku Jaźni. Część I |
|
|
Witam Wszystkich bardzo serdecznie!
Po dłuższej przerwie i wędrówce po forach znów wracam, aby podzielić się cząstką poznania, które ułatwiła mi ta wędrówka. Chcę powiadomić o małej książce „Moja droga ku Jaźni”, jeszcze nie wydanej. Załączam tu jej fragment: „Wprowadzenie” i „Rozdział 1” (całość ma 9 rozdziałów). W Części II postu zamieściłem fragment dyskusji na forach (za którą jestem bardzo wdzięczny jej uczestnikom), oraz "Zakończenie" książki.
WPROWADZENIE
Opowieść o drodze ku Jaźni chciałbym poprzedzić moją przygodą związaną z miesięcznikiem Nieznany Świat. Zamieszczony tam pewien artykuł, napisany chyba na pół serio, dotyczył przekazów istot pozaziemskich, mówiących o przyszłości mieszkańców naszej planety. Artykuł ten zainspirował mnie do takiej oto wypowiedzi skierowanej do Redakcji:
Stwórcy Skrzydeł
(Nieznany Świat nr 12/2005)
Intrygujący artykuł pod tym tytułem, opublikowany w nr 5/2005 NŚ zachęcił mnie do wejścia na link internetowy www.wingmakers.com (polska wersja: www.wingmakers.pl ). Zorientowałem się w wielkim bogactwie zamieszczonych tam materiałów, porobiłem niektóre wydruki do spokojnego przeczytania. Żałuję, że moim sprzętem nie mogłem zrobić kopii barwnych obrazów do zilustrowania tej relacji.
Do wspomnianego artykułu chciałbym dodać, że przekazy Stwórców Skrzydeł są zgodne z licznymi przepowiedniami astrologicznymi, religijnymi i ezoterycznymi. Przejście z Epoki Ryb do Epoki Wodnika ma się wiązać z wielkimi zmianami w psychice gatunku ludzkiego. Jest także mowa o tym w Jodze (przejście do nowej Jugi). Obserwacja tego co dzieje się na naszej planecie również skłania do zastanowienia się. Za moich lat chłopięcych liczba ludności wynosiła niewiele ponad dwa miliardy, a teraz ... już nawet nie wiem ile, chyba około siedmiu miliardów. Cywilizacja opiera się na ropie, której wystarczy na 30 do 50-ciu lat – a co potem? Czy wielkie koncerny zdążą przełamać opór związany z poszukiwaniem nowych źródeł energii (poszukiwanie to dziś jest sztucznie hamowane)? Gdy w Nowym Jorku zabrakło prądu działy się dantejskie sceny: zablokowane windy oraz pociągi metra na podziemnych trasach, brak benzyny, groźba braku wody. Nie działały telefony, radio i TV. W nocy masowo i bezkarnie rabowano sklepy. Policja nieudolnie reagowała jedynie na napady i gwałty. Słowem – przedsmak Armagedonu.
Z drugiej strony, historia pisana w zasadzie nie przekracza okresu dziesięciu tysięcy lat, archeologia sięga dalej. Geologia i kosmologia zakreślają kolosalny horyzont czasowy – a życie trwa, jest jakby pod ochroną. Rzekomo wykryte w Nowym Meksyku artefakty wskazują na pomoc, jakiej mamy udzielić sobie my, ludzie z dalekiej przyszłości.
Człowiekowi naszej kultury bardzo trudno wyobrazić sobie podróże w czasie, gdyż nasze pojęcia opierają się głównie na doznaniach zmysłowych. Na tej podstawie opiera się także język, logika dwuwartościowa (prawda – fałsz) i cały paradygmat współczesnej wiedzy. W mikroświecie jednakże fizycy, posługując się logiką wielowartościową i różnymi konstrukcjami matematycznymi, dostrzegają paradoksalne zjawisko, kwestionujące nasze pojęcia o przyczynie i skutku. Zdarza się tam, że skutek poprzedza przyczynę.
Zjawisko względności czasu astronomicznego dostrzegamy także na co dzień, nie zdając sobie z tego sprawy. Mam na myśli nie tylko „czas psychologiczny”, który przebiega w stałym kierunku lecz w różnym tempie, gdyż zależy od sprawności psychiki. Na przykład w ciągu jednego dnia dużo więcej zdarzeń odnotowuje i przeżywa dziecko niż człowiek dorosły. Chodzi mi o myślenie i działanie magiczne.
Wielu ludzi nie myśli o tym, że cały rytuał religijny jest oparty na magii, w której czas może przebiegać w różnych kierunkach i w różnym tempie. Spełnienie modlitwy, na przykład, może wymagać zmian w wydarzeniach przeszłych, w których skutek ma wpływ na przyczynę. Myślę, że mówienie o cudach ma źródło w naszej niewiedzy. Nie wyobrażam sobie by Stwórca, poprzez czynienie cudów, łamał własne prawa.
Przekazy Stwórców Skrzydeł ponoć pochodzą od artefaktów odnalezionych w komorach podziemnych, o których jest mowa we wspomnianym artykule NŚ. Jest tam bardzo szczegółowy i sugestywny opis działania władz politycznych, aby treść przekazów nie przedostała się do publicznej wiadomości. Treść ta została jednak ujawniona przez pracownika naukowego (dra Nerudę), który zdezerterował gdyż uznał, że sprawa jest tak wielkiej wagi, że musi być powszechnie znana. Stało się to możliwe dzięki internetowi który, chyba nieprzypadkowo, rozwinął się w tak szybkim tempie. Wydarzenia te, oprócz wywiadów udzielonych dziennikarce o imieniu Sara, są także opisane w formie beletrystycznej.
Trzeba przyznać, że nie ma możliwości zweryfikowania sposobu w jaki przekazy zostały ujawnione. Jest to jednak sprawa drugorzędna. Pamiętam sens wypowiedzi C.G.Junga o UFO: Nie wiem czy są to fakty fizyczne, ale z całą pewnością jest to prawda psychologiczna. Podobnie można powiedzieć o przekazach Stwórców Skrzydeł. Sposób przekazania nie musi być fizycznie prawdziwy, ale może być prawdziwy psychicznie i duchowo, nawet jeśli nie da się go w pełni wyrazić dostępnymi nam środkami. Tak już jest, że pierwsze pytanie jakie nasuwa się po usłyszeniu niezwykłej wiadomości brzmi: skąd to wiesz? W przekazach wielkich prawd duchowych często posługiwano się mitem. Na przykład nikt nie musi wierzyć, że w Bhagawad Gicie długa rozmowa boga Kriszny, woźnicy wozu bojowego, z wodzem Ardżuną, odbyła się tuż przed bitwą, w obliczu zbrojnych nieprzyjaciół – a jednak wypełnia ona prawie całą treść tej hinduskiej ewangelii.
Przejdźmy jednak do treści przekazów. Najogólniej chodzi w nich o przemianę psychiki Ziemian z postawy psychofizycznej skierowanej na przetrwanie na postawę skierowaną na eksplorację. Postawa ta jest zakodowana genetycznie. Jej przemiana musi dokonać się także w strefie instynktów. Do tego nie wystarcza wiedza intelektualna, logika i metafizyka. Aby osiągnąć masę krytyczną przebudzenia w skali społecznej, umożliwiającą odkrycie tzw. Wielkiego Portalu, niezbędne jest zwiększone wyczulenie na harmonię i piękno. Dlatego przekazy zawierają także bogaty zestaw specjalnych utworów muzycznych o określonej wibracji, malarstwo, utwory poetyckie i beletrystyczne, a także (może nieujawnione jeszcze) informacje o historii, kulturze i technice Stwórców Skrzydeł.
Trzeba zauważyć, że przemiana taka nie odbywa się bez poważnych i wielorakich oporów. Dla przykładu zacytuję opis zaczerpnięty z przekazu Stwórców Skrzydeł (skorzystałem z tłumaczenia Zespołu Polskojęzycznego):
„Implikacje i skutki Wielkiego Portalu
Najważniejsze następstwa Wielkiego Portalu sprowadzić można do trzech głównych nurtów oddziaływania:
1. Instytucje naukowe, religijne, i kulturowe ulegają reformie pod kątem objęcia wiedzą wielowymiarowych rzeczywistości jako rdzenia swojej działalności, przewodniej częstotliwości.
2. Przywódcy rządowi zobowiązują się do przeprowadzenia restrukturyzacji systemów politycznych planety pod kątem integracji z nowymi systemami wiedzy, a w szczególności z wielowymiarowym wszechświatem i obszerną rodziną inteligentnych istot, które go zamieszkują.
3. Instytucje społeczne związane z przemysłem i handlem ulegają przebudowie pod kątem wspierania technologii, które pojawiają się wraz z odkryciem Wielkiego Portalu. Technologie te radykalnie zmieniają sposób życia na skalę planetarną. Rewolucji ulega zdrowie przewoźnika duszy, planowanie dalszych poczynań gatunku, stabilność ekosystemu oraz planetarny system edukacyjny gatunku.
Obszary oporu wobec Wielkiego Portalu znajdują się w paśmie przewidywalności, o ile nie uda się ich w porę uniknąć. Największy opór przewidziany jest w obrębie trzech podstawowych czynników:
1. Czy energia cząsteczki użyta zostanie jako broń i/lub zasób energetyczny?
2. Zaistnieje rozłam czy zjednoczenie w obszarze religii?
3. Czy inteligencja maszyn znajdzie się pod kontrolą inteligencji gatunku?”
Z dalszej treści przekazów wynika, że opór będzie skierowany przeciwko osłabieniu motywacji egotycznej, które (osłabienie) nie dopuszcza do manipulacji gatunkiem przez przedstawicieli władz. Mogą więc być próby przemocy fizycznej, bądź opór bazujący na obronie dogmatów religijnych. Nowym obszarem oporu może być inteligencja maszyn. Chyba chodzi o kontrolę tempa rozwoju maszyn elektronicznych, który może okazać się szybszy od etycznego rozwoju umysłu. Być może, że w grę wchodzi też wszczepianie implantów do mózgu ludzkiego.
W efekcie, po przekroczeniu Wielkiego Portalu, nastąpi zaakceptowanie wiedzy przez religie. Rozwinie się także intuicja jako kolejny zmysł i zostanie utorowana droga rozwoju gatunku we współpracy ze społecznością pozaziemską.
Zmiany te mają zachodzić w czasie szeregu najbliższych pokoleń.
=============================================
Teraz, po dokładniejszym zapoznaniu się z materiałami Stwórców Skrzydeł, nie odczuwam sprzeciwu do ich treści. Są jednak bardzo rozległe i, moim zdaniem, mogą przekraczać zdolność ogarnięcia ich przez współczesnego człowieka. Na przykład nie odczuwam potrzeby pojmowania Siedmiu Wszechświatów („chwilowo” dla mnie wystarczy Jeden). Oczywiście to jest moje subiektywne odczucie. Natomiast liczne wskazania dotyczące rozwoju samoświadomości oraz prognoz dla naszej planety wywołują raczej pozytywny rezonans w sferze intuicji.
Rozdział 1
W POSZUKIWANIU JAŹNI
Jestem już o rok przed osiemdziesiątką. W przedstawionej tu Afirmacji Jaźni syntetycznie ująłem dorobek ostatnich 44-ch lat moich poszukiwań prawdy. Odnalazłem, w moim przekonaniu, dar celu bez którego trudno żyć. Nieczęsto człowiek poważnie pyta siebie: kim jestem i dokąd zmierzam?
AFIRMACJA JAŹNI
Mój Opiekunie, Przewodniku i Nauczycielu. Pomagasz mi żyć według mej woli. Kierujesz, jeśli trzeba, moim życiem. Jesteś ze mną, choć przebywasz także w innym czasie i przestrzeni. Ufam Tobie i miłuję Cię, gdyż jesteśmy Jednością.
Mam intuicję otwierającą drogę ku prawdzie. Cieszę się życiem, pięknem świata i dobrym zdrowiem. Mam poczucie humoru. Dbam o moje ciało. Kontroluję odżywianie, dochodzę do prawidłowej wagi i sprawności. Porzuciłem palenie tytoniu i ograniczam używki, chociaż ich nie unikam. Szanuję życie rodzinne. Postawę konsumpcyjną równoważę postawą twórczą. Nasze potrzeby materialne są zaspokajane z niewielkim nadmiarem. W miarę możliwości na bieżąco naprawiam ewentualne złe skutki mojej akywności, jako że trudno być nieskazitelnym w życiu ziemskim – i nie myślę o tym więcej.
Mam pokój w sercu. Darzę przyjaznym, ciepłym uczuciem wszystko co żyje i istnieje. Czuję się związany z otoczeniem. Dostrzegam losy bliźnich. Cieszę się ich sukcesami, pomagam jeśli trzeba i jeśli mogę, jednak nie naruszam ich woli (chyba, że czynią oczywistą krzywdę). Wolna wola stanowi bowiem podstawę równowagi bytu. Wiem także, że brak miłości rodzi lęk, który jest korzeniem sił destrukcyjnych zarówno w skali osobistej jak i społecznej.
Wraz z Tobą jesteśmy nieodłączną, nieśmiertelną, holistyczną, stale uczącą się, jednoczącą świadomością i przeżywającą radość istnienia Cząstką WSZYSTKIEGO.
Chciałbym teraz opowiedzieć o drodze, która doprowadziła mnie do Afirmacji Jaźni. Dlatego może zanudzę trochę opowieścią o sobie. W dzieciństwie miałem pewne niezrozumiałe przeżycia, które w czasie dorastania skutecznie wybito mi z głowy. W czasie „buntu młodzieńczego” w okresie szkolnym, po odrzuceniu dogmatów religii katolickiej, w której urodziłem się i byłem wychowany, i po późniejszym urobieniu mnie, na długi czas, przez magiel materializmu – doznałem wewnętrznej przemiany. Zaczęło się od poddania mnie (w 1964-tym roku) operacji chirurgicznej. Chyba byłem wówczas reanimowany, lecz nikt mi o tym nie powiedział. Coś niecoś z tego pamiętam, ale niewiele. Nie odważyłem się jednak nikomu o tym opowiedzieć. Mój światopogląd był wówczas zdecydowanie materialistyczny i nie przypuszczałem, że ktokolwiek potraktuje moje zwierzenie poważnie. Dziś nie mam takich obaw.
Znalazłem się w jakiejś przestrzeni bez tła, otoczony mgłą, jakby parą wodną. Czułem się lekko i radośnie. Szedłem – i mgła się jakby rozrzedzała. Wiedziałem, że za mgłą czeka mnie coś wspaniałego, ale nie wiedziałem co. W pewnym momencie usłyszałem ostry, męski głos. Nie pamiętam słów, lecz treść była taka: „zatrzymać go!” – po tym wszystko zniknęło. Dotychczas mam mocne przekonanie, że wizja ta była prawdziwa.
W 1973-cim roku odbył się Pierwszy Światowy Kongres Psychotroniki w Pradze czeskiej. Przeczytałem o tym obszerny artykuł w prasie (autorstwa Lecha E. Stefańskiego) po którym nie miałem spokoju. Obłożyłem się lekturą filozoficzną, a także psychologiczną i psychiatryczną, bo obawiałem się o stan mojej psychiki. Potem, mieszkając we Wrocławiu, co miesiąc przyjeżdżałem do Warszawy na spotkania Kółka Psychotronicznego. Uczęszczałem na różne odczyty organizowane przez Towarzystwo Przyjaźni Polsko–Indyjskiej, ćwiczyłem jogę, uczestniczyłem w warsztatach Zen i innych, a w 1975-tym roku byłem na Drugim Światowym Kongresie Psychotroniki w Monte Carlo.
Ukształtował się mój światopogląd, doszedłem do zgody ze sobą. Dużo zrozumiałem i starałem się tym podzielić. Stąd Afirmacja. Wiem jednak, że język nie może w pełni przekazać doznanych przeżyć. Pomocny jest mit i sztuka, i właśnie dlatego nabrałem przekonania do lansowanych w internecie przekazów Stwórców Skrzydeł.
Struktura Przejawienia
Poza tym Stwórcy Skrzydeł posługują się intelektem idąc do granic, do których może on doprowadzić. To mi odpowiada i skorzystałem z tego. W oparciu o znane mi zjawiska paranormalne, korzystając z wiedzy orientalnej i ezoterycznej, doszedłem do pewnych roboczych aksjomatów, pomocnych w dedukcyjnym uzasadnieniu doznawanych przeżyć i faktów. Główną przeszkodą dla intelektu są sprzeczności związane z pojęciami czasu i przestrzeni. Ponadto ogranicza nas język. Substancja leksykalna, jak wiadomo, tworzy się głównie w oparciu o doznania zmysłowe, uczucia i rozumowanie, posługując się przy tym logiką formalną. Bywa wieloznaczna. Na przykład słowo „duch” jest używane w tak różnych dziedzinach i znaczeniach, że czasem nasuwa się myśl, aby go w ogóle nie używać. Można jednak podjąć próbę uporządkowania znaczeń.
Otóż odnośnie do wspomnianych aksjomatów: Duch jest najwyższą, niezmienną, niepoznawalną dla intelektu Substancją, Absolutem. Duch przejawia się głównie przez Pierwotną Dwójnię. Przejawienie Ducha jest czymś innym niż Duch (tak jak chód zegara jest czymś innym niż zegar), jest Pierwotnym Źródłem, zmiennym i, być może, poznawalnym w procesie ludzkiego rozwoju.
Elementami Pierwotnej Dwójni są: Świadomość Kosmiczna (ŚK) i Pramateria-Energia (PE). Oba te elementy są ze sobą komplementarnie związane, tzn. ŚK nie może istnieć bez PE i odwrotnie, PE nie może istnieć bez ŚK. Oba elementy Pierwotnej Dwójni mają wzajemnie przeciwstawne cechy.
Cechami ŚK są: Inteligencja Źródła, inwencja twórcza (w tym wyobraźnia), niezmienność (istnienie poza czasem), bezprzestrzenność (nie zajmowanie przestrzeni) oraz zdolność do wyłaniania z siebie holistycznych Monad (Istot, Jaźni). Ta zdolność przejawia się podczas realizacji komplementarnego związku z PE. Może się ona kojarzyć z fizyczną cechą lepkości.
Cechy PE są, jak powiedziano, przeciwstawne do cech ŚK, są nimi: znamię czasu i przestrzeni, brak inteligencji i inwencji twórczej, mnogość i skłonność do chaosu.
Ogólnie, poznając cechy materii i tworząc ich przeciwieństwa, otrzymujemy bogatą wiedzę o cechach świadomości. Holistyczną naturę Monady łatwiej sobie wyobrazić gdy przypomnimy, że nawet niewielka część fotografii holograficznej zachowuje ten sam obraz co cała fotografia.
ŚK, dzięki wyłonieniu z niej Monad (Istot, Jaźni) wiąże się z PE tworząc materialne formy. Tak powstają cząstki elementarne, które łączą się w atomy, pierwiastki, związki chemiczne, itd. Rozwój ten jest dokonywany przez Monady, które dążą do ponownego zjednoczenia się z Pierwotnym Źródłem.
W procesie kreacyjnym materii stopniowo zmniejsza się „spójność” Monad z formami materialnymi. Daje to początek życiu i fizycznej ewolucji gatunków. W efekcie Monady dążą do zjednoczenia ze sobą i z Pierwotnym Źródłem jako z Bogiem Osobowym, wzbogacając Go doświadczeniem materii.
Trzeba przyznać, że opisany tu proces nosi fałszujące piętno materii, gdyż dzieje się poza czasem lub w zmienionej relacji czasu. Tak jakby wszystko działo się zawsze (równocześnie), a jednak nie przebiegało jednakowo. Intelekt nie może tego objąć.
W tym ujęciu chciałbym podkreślić, że każda Monada (Istota, Jaźń) jest „cząstką” Boga Osobowego. C.G. Jung nazywał Jaźń obrazem Boga (a nie Bogiem) w człowieku. Myślę, że po prostu nie chciał popaść w konflikt z teologią, bo mogłoby to unicestwić cały jego dorobek naukowy.
Przedstawiony tu system aksjomatyczny nie musi być prawdziwy ani jedyny. Rzuca jednak światło na cały proces przejawienia. Jest zgodny z systemem buddyjskim. Chrześcijaństwo ma inny system, w którym połączone jest pojęcie Ducha (Absolutu) z Pierwotnym Źródłem, któremu przypisuje się wszystkie cechy Ducha.
Przy okazji chciałbym przypomnieć niefortunną (moim zdaniem) wypowiedź papieża Jana Pawła II, który nazwał buddyzm religią ateistyczną, gdyż Bóg Osobowy nie jest w niej Najwyższym Podmiotem. Później przeprosił i mądrze wycofał się z tego, nie szkodząc dialogowi międzyreligijnemu.
Możliwe, że system chrześcijański jest bliższy prawdy niż system buddyjski. Niepoznawalność maleje bowiem w świetle logiki wielowartościowej, która, także w fizyce, dopuszcza możliwość tzw. przemieszczeń wirtualnych (z pominięciem ciągłości drogi, co może pozwoli w przyszłości zrozumieć procesy wieloprzestrzenne i pozaczasowe).
Ciekawe, że w ikonografii chrześcijańskiej Ducha Świętego przedstawia się jako gołąbka pomimo, że katecheza głosi trójosobowość Jedynego Boga. Także w Ewangelii mówi się: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone (Mat. 12/31).
Dedukcyjny system poznawczy, oparty na aksjomatach, dobrze służy także w wielu gałęziach nauk ścisłych. Na przykład geometria euklidesowa sprawdza się w praktyce, także w lotach kosmicznych. Nie przeszkadza to jednak rozwojowi innych geometrii, nieeuklidesowych, opartych na zmienionych zespołach aksjomatów. Algebra również sprawdza się w życiu, a jednak bez algebry G.Boole’a, opartej na innym zespole aksjomatów, rozwój techniki komputerowej byłby chyba niemożliwy.
Zjawiska paranormalne
Chciałbym teraz podzielić się swoim poglądem na zjawiska zaliczane do paranormalnych. W największym uproszczeniu pogląd ten można sprowadzić do stwierdzenia, że Duch włada materią. Jeżeli Monada, jako „cząstka” Boga, kształtuje materię według swojej wyobraźni i woli to człowiek, potencjalnie, też może to czynić, jeśli potrafi osiągnąć poziom Świadomości Kosmicznej. Jednak trójwymiarowe „pudełko” świata fizycznego jest bardzo szczelne i, w warunkach ziemskich, tylko niektóre osoby są do tego zdolne. Można tu przytoczyć wyczyny Sai Baby. Myślę, że takich ludzi jest więcej, nie ujawniają jednak swoich możliwości. Przemianę lub kreację przedmiotów fizycznych dokonywał Jezus, mnożąc chleb i ryby lub zmieniając wodę w wino, nie mówiąc już o wskrzeszeniu Łazarza. Być może sięga się przy tym do subcząsteczkowej sieci (tła?) energetycznej, podatnej na wyobraźnię i wolę Świadomości Kosmicznej.
Czytałem niedawno o przekazie channelingowym, że maksymalny czas utrzymania absolutnej koncentracji człowieka na jakimś przedmiocie lub myśli wynosi kilka, do kilkunastu sekund. Do tzw. wyzwolenia trzeba jednak kilkudziesięciu sekund i tu ma leżeć klucz do Świadomości Kosmicznej. Życie jest jednak bardziej skomplikowane. Niemniej można przypuszczać, że u podstawy wszelkich zjawisk paranormalnych jest zdolność do koncentracji i twórczej wyobraźni.
Wydaje się to takie proste, a jednak praktycznie prawie niemożliwe do osiągnięcia. Na przeszkodzie stoi zapora umysłu genetycznego, zorientowanego na przetrwanie, zakodowana w każdej komórce ludzkiego ciała. Przebicie się ego przez tę zaporę umożliwia Jaźń (nadświadomość?), gdy ego z nią świadomie współpracuje.
Rozwój duchowy
No więc jak to jest z tą świadomą współpracą? Utrudnia ją niewiedza, utrwalona przez egotyczne emocje i pragnienia. Ego szuka drogi do Jaźni. Chcąc pokonać owe utrudnienia – często zwraca się do magii (chwytając się „nitki” miłości). Chyba najpowszechniejszym przejawem magii jest modlitwa. Hierarchia toruje tę drogę poprzez organizacje religijne, które jednak, wykorzystując do sterowania gatunkiem ludzkim zakodowany w psychice lęk, osłabiają „boską siłę przebicia” ego.
Stwórcy Skrzydeł prezentują dwa modele istnienia, które kształtują wzajemne powiązania i przeznaczenie rasy ludzkiej. Są to:
- model ewolucyjno-zbawicielski, oraz
- model transformacyjno-samostanowiący.
W eseju Modele Egzystencji czytamy:
„Każdy człowiek rozwija swój system wierzeń z jednego lub obu tych modeli egzystencji. Model ewolucyjno-zbawicielski jest panującym modelem głoszonym przez Hierarchię. Jego podstawowe zasady mówią, iż życie rozwija się poprzez opieranie metodologii Hierarchii na relacji typu nauczyciel-uczeń oraz że rasie ludzkiej darowani są różni nauczyciele (zbawiciele), co tym samym umożliwia pod-hierarchiom kształtowanie i kontrolowanie informacji. Poprzez takie działania jednostki są unieruchomione i odłączone od swej suwerenności …
W przypadku transformacyjno-samostanowiącego modelu egzystencji, jego podstawowe zasady mówią, że istota jest bezgraniczna, nieśmiertelna i suwerenna. Wszelka informacja napływa do istoty poprzez Inteligencję Źródła, a zatem to istota sama jest odpowiedzialna za dojście do własnego samo-oświecenia i samo-wyzwolenia, przez dostrojenie siebie do Inteligencji Źródła i "odstrojenie" od Hierarchii. Każdy staje się swoim własnym mistrzem i każdy, wewnątrz kołyski czasu i przestrzeni, przekształca się z istoty ludzkiej w Suwerenną Całość.”
Model transformacyjno–samostanowiący
Zatrzymajmy się nad modelem transformacyjno-samostanowiącym. W ramach tego modelu można wyróżnić dwie główne drogi: drogę Jogi i drogę Huny.
Droga Jogi przygotowuje człowieka do zjednoczenia z Bogiem. W pierwszej kolejności dba się o wychowanie moralne, traktując to jako warunek wstępny. Pośród różnych odmian Jogi dominująca mantra to: Jam Jest. Prowadzi do zjednoczenia z Bogiem Osobowym, który jest „destylatem” Świadomości Kosmicznej, jest Najdoskonalszym Flakonem ulepionym z „gliny” Świadomości Kosmicznej, zawierającym doświadczenia wszystkich Istot-Monad (przepraszam za porównanie, wynikające z odwrócenia głoszonej prawdy: „jak na górze tak i na dole”).
Droga Huny jest drogą „na skróty”. Nie przywiązuje wielkiej wagi do wychowania moralnego uznając, że boska Jaźń „nieuchronnie” dojdzie do Boga. Dominującą mantrą jest bezosobowe Jestem. Prowadzi do zjednoczenia ze Świadomością Kosmiczną, ale nie koniecznie od razu z Bogiem.
Nie zjednoczone z Bogiem, nieoczyszczone Istoty posiadają jednak dużą władzę nad materią. Nie odcięte od pragnień egoistycznych (od ego), poddane są wielkiej pokusie zachowania indywidualnej egzystencji. Jeżeli ulegną tej pokusie (jeżeli nie przejdą „lustracji” podczas spotkania ze steinerowskim Drugim Stróżem Progu) wówczas stają się jakby komórkami rakowymi. Błądzą i stanowią źródło zła, zadając cierpienie swemu gatunkowi i innym.
Jest to chyba jednak nie cała prawda. Może część owych komórek rakowych, zjednoczonych ze sobą (np. w postać Arymana), kreuje światy oparte na znanym w przyrodzie łańcuchu pokarmowym. Tak może powstawać system zorientowany na przetrwanie.
To co tu napisałem może ktoś uznać za totalną herezję lub wymyślone bajdy. Nie zdziwi mnie to. Uważam się jednak za człowieka religijnego, chociaż dogmaty religijne uznaję za przekazy mityczne, zastępujące prawdę, która na razie nie może być powszechnie zrozumiana. Brak kontaktu z Jaźnią rodzi lęk, który jest korzeniem zła i cierpień. Jakże święte i głębokie są słowa papieża: Nie lękajcie się.
Przypominam sobie także wypowiedź Nisargadatty Maharay’a (a może Ramana Maharishi’ego), cytuję z pamięci: Nie ma nic złego w naprawianiu świata. Świat jednak jest taki jaki być powinien. Naprawiać trzeba siebie. Jedynym jednak sposobem naprawiania siebie jest pomaganie światu. Gdy nadejdzie właściwy czas pojawią się ludzie obdarzeni wiedzą i mocą, którzy świat naprawią.
Może jesteśmy w obliczu pojawiania się takich ludzi ...
Psychologia Głębi
Myślę, że wypada coś dopowiedzieć o pewnych szczegółach, związanych z moim poszukiwaniem drogi ku Jaźni. Po odrzuceniu materializmu nie łatwo mi było od razu przejść do ezoteryki. Zwróciłem się więc do tego co mogłem wówczas zaakceptować: do Psychologii Głębi. W tamtym czasie chodziło głównie o prace C.G. Junga, Ericha Fromma i Alfreda Adlera. Mam na myśli tzw. proces samorealizacji. Dla osób, które nie miały okazji bliżej zapoznać się z tym tematem postaram się szkicowo i bardzo skrótowo opisać sprawę. W tej chwili wolę nie posługiwać się rysunkiem lecz odwołuję się do wyobraźni.
Wyobraźmy sobie kulę, która symbolizuje wszystko to, co w człowieku jest psychiczne, czyli tak zwaną psyche. Organa percepcji i ekspresji są skierowane na zewnątrz tej kuli. Powierzchnia kuli – to samoświadomość osoby ludzkiej, zawierająca istotny jej element: poczucie „ja”, ego. Niewielka warstwa pod powierzchnią jest głównie siedliskiem pamięci, języka i kodeksu etycznego, niezbędnego w życiu społecznym. Idąc w głąb kuli, kolejna grubsza warstwa stanowi nieświadomość indywidualną. Jej budulcem są głównie kompleksy (posiada je każdy człowiek), lecz „zamieszkuje” ją także cenzor (coś w rodzaju komputera), o którym wspomnę później.
Głębszą przestrzeń kuli wypełnia nieświadomość zbiorowa, zbudowana z archetypów. Centralne miejsce psyche (środek kuli) zajmuje Jaźń. Jest to owa Iskra Boża w człowieku, źródło życia i energii, miłości. Tak z grubsza wygląda struktura psyche. Oczywiście, można ją przedstawić posługując się innym schematem, np. umieszczając Jaźń i nieświadomość zbiorową na zewnątrz kuli, lub w jakikolwiek inny sposób, ale nie jest to sprawa istotna. Teraz coś o „dynamice”.
Jaźń wysyła energię, która przenika przez archetypy, „zabarwiając się” ich treścią. Tak zabarwiona energia trafia do nieświadomości indywidualnej, zasila życie, ale jest także nośnikiem różnych pragnień. Jeśli pragnienia te nie są zgodne z przyjętym przez człowieka kodeksem etycznym – wówczas cenzor blokuje ich dostęp do samoświadomości. Nie może jednak tych pragnień zlikwidować, działa bowiem prawo zachowania energii. Przechowuje więc je w specjalnych „zbiornikach” zwanych kompleksami, grupując wg określonych treści. Gdy ilość energii zgromadzonej w danym kompleksie jest duża – zostaje wyrzucona na zewnątrz kuli, z pominięciem samoświadomości. Zjawisko to nosi nazwę projekcji psychicznej. Na przykład wypartą niechęć do danej osoby przypisuje się wówczas jakiemuś innemu człowiekowi, a we własnej samoświadomości zasilane jest pomyślne mniemanie o tej osobie. Wyparte pragnienie kradzieży przejawia się jako przesadne potępianie złodziei, wzmacniając poczucie własnej nieskazitelności w tym względzie, itd. Doświadczony psycholog, obserwując zachowanie pacjenta, łatwo dostrzega topografię jego charakteru.
Można także powiedzieć, że archetypy są również swego rodzaju kompleksami, które się wytworzyły w procesie rozwojowym gatunku.
A teraz o samorealizacji. Część ludzi, przeważnie w drugiej połowie życia, zaczyna dostrzegać w sobie wyżej wspomniane procesy psychiczne. Zazwyczaj po zrozumieniu takich zjawisk jak racjonalizacja psychiczna (usprawiedliwianie przed sobą własnego nagannego postępowania) i projekcja psychiczna – następuje tzw. rozpakowanie archetypów nieświadomości zbiorowej. Jung wyróżnia szereg kolejnych „kamieni milowych” na tej drodze, które wiążą się z określonymi przeżyciami:
1. Archetyp: Cień. Sny wskazujące na ambiwalentność własnej postawy życiowej.
2. Archetyp: Animus (u kobiety) i archetyp: Anima (u mężczyzny). Pogłębione zrozumienie swego „wewnętrznego mężczyzny” przez kobietę i swej „wewnętrznej kobiety” przez mężczyznę. Związek dwojga ludzi, którzy rozpakowali te archetypy, zazwyczaj jest bardzo trwały.
3. Archetyp: Stary Mędrzec u mężczyzny i archetyp: Matka Natura u kobiety. Otwarcie tych archetypów powoduje bardzo intensywny rozwój intuicji. Otwiera się jakby „okienko”, przez które spływa na człowieka zrozumienie. Mogą pojawiać się także pewne władze paranormalne. Na tym etapie rozwoju zachodzi możliwość, że człowiek świadomie obierze „niewłaściwą” drogę swego dalszego rozwoju.
4. Jaźń. Tu dokonuje się właściwa samorealizacja. Podmiotowość ego zostaje przejęta przez Jaźń. Człowiek przeżywa stan niewysłowionego wyzwolenia, własnej wieczności, jedności ze wszystkim i bogatej wiedzy. Stan miłości i szczęścia.
Dziś mogę powiedzieć, że stanów tych, z wyjątkiem ostatniego, doświadczyłem zanim zacząłem ćwiczyć jogę. W moim charakterze leży Dżnani Joga, szumnie zwana drogą mądrości i prawdy. Wzorowałem się na naukach Rama Czaraki. Już wtedy wiedziałem czego szukam. I zdarzyło się to, ale tylko jeden raz. Obdarzono mnie wtedy przekazem mniej więcej takiej treści: Gdy wrócisz, pozostanie ci tylko pamięć ogólnego wrażenia z tych przeżyć. Reszta będzie zatarta. Pamiętaj, dokąd wracasz. Ludzie z niezatartą pamięcią są tam ubóstwiani lub, częściej, zabijani.
Na tym przygoda, jak dotąd, zakończyła się. Wyniosłem jednak skarb niezwykły. Spokój, wewnętrzną radość i pozbycie się lęku. Poczucie rodzicielskiej opieki i jedności życia. Nie wiem, jak to inaczej wyrazić. Myślę, że jest wielu takich ludzi. Może za bardzo się wychylam pisząc o tym. Przypuszczam, że może na to za wcześnie. Nie czuję się bowiem żadnym „wybrańcem”, daleki jestem od tego.
Archetyp Anima
Chciałbym teraz opowiedzieć coś, co można by uznać za swego rodzaju chłopięcy ekshibicjonizm. Chodzi o to, jak w moim przypadku doszło do otwarcia archetypu Anima.
Gdy byłem dzieckiem zdarzało mi się widzieć, głównie w nocy, jakieś dziwne stwory, a w dzień czasem widziałem przez ścianę lub odgadywałem myśli różnych osób. Szybko jednak zrezygnowałem z opowiadania o tym komukolwiek. Zbywano mnie bowiem w uwłaczający sposób.
Inną sprawą była pewna przykra dolegliwość. Mianowicie moczyłem się w nocy. Moja bardzo kochana mama martwiła się tym (ojciec zmarł gdy miałem 5 lat). Sprawiało mi to wielką przykrość. Wydarzeniom tym towarzyszyło zwykle marzenie senne, że np. byłem gdzieś na dworze, w pięknym miejscu, chowałem się za krzaczkiem i tam siusiałem. Tylko jakoś dziwnie czułem, że spływa mi coś po nogach. Po pewnym czasie postanowiłem, że za każdym razem, we śnie czy na jawie, przed siusianiem będę się szczypał. I to okazało się skuteczne. Budziłem się gdy szczypanie nie bolało mnie. Nieco później doświadczenie to bardzo mnie inspirowało.
Tu muszę powiedzieć, że byłem wychowany w dużej niewiedzy odnośnie do płci przeciwnej. Miałem przekonanie, że jeśli pocałuję dziewczynę, to muszę się z nią ożenić. W przeciwnym razie sprowadzam hańbę, na nią i na siebie. Traktowałem to całkiem serio. Nie mogłem jednak pojąć dlaczego aktorzy, na ekranach kinowych, całują się. Doszedłem do wniosku, że robią to przez jakiś przezroczysty papierek, na niby. Nie miałem śmiałości zbliżyć się do żadnej dziewczyny, przez co traktowały mnie opryskliwie. Wreszcie któryś ze starszych kolegów nauczył mnie masturbacji. Później czytałem żartobliwą relację z badań, ilu chłopców uprawia masturbację. Wynik był taki: 90%. A pozostałe 10% nie przyznaje się.
Przez pewien czas byłem oczarowany, ale podczas pierwszej spowiedzi dowiedziałem się, że jest to grzech śmiertelny. Jako pokutę otrzymałem codzienne odmawianie, przez trzy tygodnie, litanii do wszystkich świętych (niech ktoś spróbuje – nie wiedziałem, że jest ich aż tylu).
I wtedy wpadłem na pomysł. Wróciłem znów do świadomego śnienia. Usprawniłem jednak technikę. Zamiast szczypać się – przygryzałem język. Robiłem tak podczas częstych snów, że latam w powietrzu, tak jak bym pływał. Zwykle nie fascynowało mnie to że ja latam, lecz że nikt z sennych świadków nie docenia takiej możliwości. Raz, dużo później, spotkałem mego, nieżyjącego już najstarszego brata, Kazika. Spytałem go wprost: co tu robisz, przecież ty nie żyjesz? Był bardzo zmieszany, ale tego nie wytrzymałem także ja. Przebudziłem się. Dziś już takich eksperymentów nie robię.
Pomyślałem sobie wówczas, że mogę we śnie zbliżyć się do jakiejkolwiek dziewczyny, odrzucając wszystkie dotychczasowe obawy i przekonania. Uczyniłem tak i o dziwo – żadna mi nie odmówiła. Wyglądało tak, jakby na mnie czekały. Zdarzyło się to kilkanaście razy, do szesnastego roku mego życia. Dziewczyny te wiele nauczyły mnie w tych sprawach. Potem zrozumiałem, że była to moja wewnętrzna kobieta. Nastąpiło właśnie to, co Jung nazywa rozpakowaniem archetypu Anima. Dziś wiem, jak bajkowy Mały Książę uczy kochać różę, która zwykle nie otwiera się przed starannym odprasowaniem płatków, przy tym udaje, że wcale jej na tym nie zależy. Ale owa róża, kobieta, jest też kochającą matką, mocno stąpającą po ziemi. Darzy miłością wykraczającą poza wszelkie konwenanse.
Egregor
Kiedyś byłem świadkiem dyskusji na temat różnic etycznych między Starym i Nowym Testamentem. W pierwszym przypadku uznaje się zasadę „oko za oko”, a w drugim każe się miłować nieprzyjaciół. Przy tym całą Biblię chrześcijaństwo traktuje jak dzieło natchnione przez Ducha. Trzeba niezwykłej gimnastyki myślowej aby wyjaśnić, dlaczego Jahwe mógł być bogiem zazdrosnym i w ogóle mógł posiadać bardzo ludzkie cechy. Jak zrozumieć, że żądał od Abrahama ofiarowania mu syna, że uśmiercił żołnierzy faraona, że tolerował zwalczanie tubylczych ludów zamieszkujących Ziemię Obiecaną, itd. Chyba najbardziej drastycznym przypadkiem było okrutne znęcanie się nad, do końca mu wiernym, Hiobem.
Aby zrozumieć te zawiłe sprawy trzeba sięgnąć do procesów egregorycznych, do których współczesna nauka jeszcze nie odnalazła drogi. Na przeszkodzie, jak zwykle, stoi granica w postaci ścian „fizycznego pudełka” w którym żyjemy. Wieści dochodzą jednak od osób jasnowidzących (lub z przekazów channelingowych i innych) dających podstawę do rozwoju różnych gałęzi wiedzy ezoterycznej. Jest ona oparta nie tylko na percepcji zmysłowej i myśleniu, lecz także na intuicji i uczuciowości, których natura (jak dotąd) nie obdarzyła wydzielonymi fizycznymi organami.
Ogólnie chyba można powiedzieć, że świat fizyczny jest jakby łonem, z którego rodzi się i w którym dojrzewa samoświadomość człowieka (nie bez bólu zresztą). Mówiąc w poglądowym uproszczeniu samoświadomość, po opuszczeniu świata fizycznego (F), nie porzuca subtelnego ciała materialnego i zwykle przechodzi do tzw. Królestw Przybrzeżnych (KP), gdzie podlega dalszemu rozwojowi (nie wyłączając ponownej inkarnacji w ciele fizycznym). W każdym razie owe Królestwa Przybrzeżne są w dalszym ciągu na bieżąco związane ze światem fizycznym. Dopiero możliwość opuszczenia ich otwiera dalszą drogę rozwoju człowieka.
Mówiąc o procesach egregorycznych chciałbym ograniczyć się do egzystencji ludzkiej w owych dwóch obszarach: F oraz KP. Każda osoba zamieszkująca obszar F ma psychiczną część siebie w obszarze KP. „Mocą napędową” w obu tych obszarach jest tendencja do powstawania różnorodnych związków między osobami przeżywającymi podobne uczucia i stany emocjonalne, oraz podobne idee. W ezoteryce mówi się o podobnych wibracjach.
Weźmy najprostszy przykład, małżeństwo. Jeżeli zawarto je z nieegoistycznej miłości lub jest długotrwałe – posiada swego egregora. W obszarze KP łączą się bowiem uczucia i idee o podobnych wibracjach tworząc autonomiczny obiekt psychiczny (rodzaj kompleksu). Próba rozbicia takiego związku napotyka na opór emocjonalny, czasem niezrozumiały dla obojga. Bywa, że egregor taki nie znika nawet po fizycznej śmierci jednego lub obojga małżonków.
Każda emocjonalnie związana grupa społeczna: rodzina, naród (oczywiście, po przebudzeniu świadomości narodowej), wyznanie religijne, organizacja społeczna lub polityczna, ideologia, itp. – tworzy swego egregora. Dlatego egregor jest powszechnym mieszkańcem obszaru KP.
Wielkie egregory gromadzą olbrzymią energię psychiczną. Posiadają także „samoświadomość” zmierzającą do realizacji zawartych w nich głównych idei. Fizyczna śmierć wyznawców tych idei zasila energią swego egregora. Znany jest fakt likwidacji Zakonu Templariuszy (i fizycznej zagłady prawie wszystkich jego członków), który chyba odrodził się w postaci Różokrzyżowców. Także różniące się od siebie egregory narodowe, skłonione do zjednocznia się w obszarze F do wspólnej państwowości, dążą do separacji. Widać to w świetle współczesnej polityki światowej. Zagłada wyznawców jakiejkolwiek ideologii, jak powiedziałem, zasila egregora tej ideologii. W tym aspekcie kara śmierci jest czymś w rodzaju zamiatania śmieci pod dywan.
Najgorsza jest walka wielkich egregorów ze sobą, pozostających na tym samym szczeblu „samoświadomości”, np. nazizmu z komunizmem. Kościół w Polsce wyszedł zwycięsko ze starcia z komunizmem dlatego, że działał z wyższego szczebla „samoświadomości” (pomimo ugięcia się niektórych kapłanów). Gorzej jest, gdy wyznanie religijne daje się ściągnąć na niższy szczebel „samoświadomości”, np. na szczebel na którym zwykle toczą się procesy polityczne. Przykładem mogą być tzw. święte wojny muzułmańskie, albo, w dawniejszych czasach, wojny krzyżowe.
Próba wyzwolenia jednostki od wpływów egregora zwykle jest skazana na niepowodzenie, chyba, że jest wsparta udziałem innego egregora. Skuteczną drogą jest przejście na wyższy szczebel samoświadomości (na wyższą wibrację). Egregor chyba nie miałby dostępu do człowieka gdyby człowiek nie posiadał w sobie czegoś co może z egregorem rezonować, tzn. gdyby niepożądany egregor nie miał w człowieku „uchwytu”, dzięki któremu może nim zawładnąć. „Małe” demony czuły trwogę przed spotkaniem z Jezusem, bo nie miały na Niego żadnego „haka”, którym mogłyby Mu zaszkodzić. Były więc wobec Niego bezbronne.
Osobiście przeżyłem dwukrotnie wyzwolenie się od wpływów egregorycznych. Po raz pierwszy chodziło o opuszczenie egregora religii katolickiej, a po raz drugi – uwolnienie się od „uścisku” ideologii materialistycznej. Nie była to łatwa sprawa. Teraz rozumiem ludzi, którzy mają podobne problemy. Gdy mówię o wyzwalaniu się spod wpływu egregorów nie znaczy to, że nie dostrzegam także pozytywnej roli wyznań religijnych. Mam jednak na uwadze dociekanie wyzwalającej prawdy.
Wracając do Jahwe, w tym ujęciu nie był on bogiem (był kimś innym niż Elohim z Księgi Rodzaju). Posiadał wszystkie cechy ówczesnego narodu żydowskiego. Mówiąc o roli Jahwe jako egregora („ducha opiekuńczego”) narodu żydowskiego, chciałbym przywołać pogląd C.G. Junga (Psychologia a religia, Warszawa 1970) oparty na starotestamentowej Księdze Hioba. Autor przeprowadza formalną psychoanalizę Jahwe i wnioskuje, że Jahwe poniósł moralną klęskę w starciu z Hiobem. Następstwem tego było przywołanie Chrystusa, który obdarzył swą charyzmą Jezusa z Nazaretu. Jezus przygotował podstawy do powołania religii opartej na miłości bliźniego. W ówczesnych warunkach nie mógł jednak nauczać inaczej niż odwołując się do dawnych kanonów religii judaistycznej. Gdyby tego nie czynił, bardzo szybko zostałby ukamienowany za bluźnierstwo.
Podobny problem, gdy chodzi o naruszanie utrwalonych wierzeń, mają też Stwórcy Skrzydeł. Dziś również nurtuje człowieka odwieczne pytanie: dlaczego istnieje zło i cierpienie? Ktoś mógłby spojrzeć na to nawet trochę humorystycznie: wypada znaleźć winnego aby zło ukrócić. Nie może nim być Stwórca, bo trudno by było Go uwielbiać. Jeszcze trudniej jest znaleźć winnego w sobie. Nie ma więc wyjścia, trzeba wymyślić szatana i odpowiednio ustosunkować się do niego. Stwórcy Skrzydeł wprawdzie zaprzeczają istnieniu szatana, ale za to wskazują na nie lepszego ancymona, Animusa (patrz Trzeci Wywiad z drem Nerudą. Niektóre sprawy niewerbalne próbuje się tam wyjaśnić przy pomocy intelektu. Trzeba też zauważyć, że ów Animus nie ma nic wspólnego z jungowskim archetypem o tej samej nazwie). Czy jednak te postacie, a także różne inne demony, są wymyślone? Przecież mogą to być właśnie egregory, utworzone i nieświadomie zasilane przez człowieka poprzez wypieranie nieakceptowanych, "szkodliwych" pragnień.
A tak na marginesie, nasuwa się pytanie współczesnego filozofa Leszka Kołakowskiego, stanowiące tytuł jego książki: Czy diabeł może być zbawiony? Odpowiedź może brzmieć: tak, ale chyba dopiero przy końcu naszej manwantary. Na razie jest potrzebny, bo kto by palił pod tym kotłem w którym żyjemy?
Trzeba pamiętać, że rozważania te toczą się w sferze symbolicznej i nie może być mowy o jakichkolwiek przekonujących, ścisłych dowodach. W dzisiejszych czasach doświadcza się tego intuicyjnie.
Archetyp Stary Mędrzec
Teraz chciałbym opowiedzieć o drodze, jaką przeszedłem do otwarcia jungowskiego archetypu Stary Mędrzec. Na początku było wyzwolenie się od egregora Kościoła Katolickiego. Pierwsze oznaki były już w wieku chłopięcym, kiedy jako ministrant zostałem, za jakieś drobne przewinienie, boleśnie zdzielony gromnicą. Przestałem wtedy bezkrytycznie przyjmować słowa katechety, choć daleki jeszcze byłem od buntu. Bunt nastąpił dopiero w wieku przedmaturalnym.
Może to kogoś z młodych ludzi zdziwi, ale w owym czasie w PRL-u nauczano jeszcze w szkołach religii. Na świadectwie stopień z religii był na pierwszym miejscu. Wyznaczeni dyżurni sprawdzali obecność na niedzielnej mszy, co miało wpływ na ocenę z tego przedmiotu. Jednak istniał także przedmiot „Zagadnienia życia współczesnego”, gdzie lansowano światopogląd materialistyczny.
Nie bardzo mogłem pogodzić się z tym, że katecheci mocno ostrzegali przed samodzielnym czytaniem Biblii. W klasie maturalnej (rok 1948, w Wolsztynie koło Poznania), w ramach religii, na oddzielnych lekcjach nauczano dogmatyki i etyki. Pamiętam moje zabawne wyróżnienie na lekcji dogmatyki, prowadzonej przez starszego wiekiem, trochę apodyktycznego duchownego. Omawiano „dowody rozumowe na istnienie Boga”. Było ich 6 czy 7, chyba wg św. Augustyna. Na koniec lekcji katecheta, z wielką swadą, powiedział od siebie: No bo przecież, jeśli istnieje słowo, rzeczownik, to musi istnieć odpowiednia rzecz. No powiedz słowo, które nie spełnia tego warunku: ty, ty, ty – wyliczał wskazując uczniów palcem. Wszyscy milczeli. Gdy padło na mnie, powiedziałem: „nic”. Chwilę się zastanowił, a potem wypalił: baran!. I miał rację, bo jestem urodzony pod znakiem barana.
Po maturze nie odczuwałem już przynależności do Kościoła Katolickiego, chociaż nie okazywałem tego oficjalnie. Czułem się zagubiony, bo nie miałem wtedy własnego światopoglądu. Studia rozpocząłem we Wrocławiu. Tam też założyłem rodzinę, biorąc także ślub kościelny. Dzieci (dwójka) również były ochrzczone. Z czasem jednak coraz bardziej krystalizował się mój światopogląd materialistyczny. W jego „objęciach” byłem do 35-go roku życia. Wtedy nastąpiła trudna przemiana, o której pisałem na początku tego rozdziału.
Przede wszystkim jasno dostrzegłem pozytywną rolę, jaką odgrywają organizacje religijne na różnych etapach rozwoju społecznego. Opierają się zwykle na ezoterycznych objawieniach, które jednak nie mogą być powszechnie zrozumiane. Tworzą więc mity i dogmaty, a do sprawowania swej duchowej władzy wykorzystują zakodowany w psychice lęk. Władzę tę zazwyczaj sprawują „zwykli ludzie”, przystosowując także owe objawione prawdy, raczej nie zawsze świadomie lecz zwykle w dobrej wierze, do potrzeb kościoła jako organizacji religijnej. Pozytywna rola organizacji religijnych polega na tym, że (czasem we współpracy z władzami politycznymi) organizują życie społeczne i zapobiegają chaosowi w niedojrzałych jeszcze społecznościach. Stymulują także rozwój duchowy odwołując się do przekazów ezoterycznych.
Organizacje religijne, w swoim aspekcie egregorycznym, kumulują ogromne energie psychiczne, zamknięte w wierze w dogmaty. Próby obalenia tych dogmatów, zastępując je nie całkiem rozumianą przez ludzi treścią, mogą wyzwolić nieprzewidywalne siły destrukcyjne. Dlatego czekającą nas wielką przemianę powinno poprzedzić staranne przygotowanie. Chodzi o to, aby tę zwolnioną energię „zagospodarować” w pokojowy sposób. Trzeba pamiętać również, że w grę wchodzą nie tylko dogmaty. Każda organizacja religijna jest także miejscem pracy wielu ludzi i źródłem materialnego zabezpieczenia ich bytu. I tu grozi zejście przewidywanych przemian na płaszczyznę polityczną. Zagrożona też poczuje się rzeczywista klasa polityczna. Ufam jednak, że wszystkie te zagrożenia zostaną pomyślnie opanowane. Zjednoczenie religii chyba nastąpi jako ostatnie, ale na płaszczyźnie ezoterycznej.
Tyle krótkiej dygresji prognostycznej.
Wracając do własnych przeżyć – w tym czasie zacząłem budować swój obecny światopogląd. Odrzucając wszelkie sugestie i wierzenia zacząłem analizować różne znane mi wydarzenia. W szczególności interesował mnie proces przeradzania się objawień duchowych w mity religijne. Najbliższe mi było chrześcijaństwo, dlatego na jego przykładzie chcę przedstawić mój tok myślenia.
Byłem, i nadal jestem, zafascynowany nauczaniem Jezusa o miłości bliźniego i nie tylko. Jednak studiując Nowy Testament zwróciłem uwagę na wydarzenia, z których część była już dawniej zauważana przez niechrześcijańskie podania:
1. Dlaczego w uznanych przez chrześcijaństwo Ewangeliach pominięto osiemnaście młodzieńczych lat życia Jezusa?
2. Dlaczego w interpretacji chrześcijańskiej ukrywa się istnienie rodzeństwa Jezusa pomimo, że wyraźnie mówi się o tym w Ewangelii?
3. Dlaczego na wesele przyjaciół Jezusa w Kanie Galilejskiej pofatygowała się przybyć, aż z Nazaretu, Jego matka? Wiadomo jakie były wówczas środki lokomocji, a była przecież już w podeszłym wieku.
4. Dlaczego Jezus został ukrzyżowany (po rzymsku), a nie ukamienowany (według obyczaju żydowskiego)?
5. Dlaczego termin kaźni wyznaczono na piątkowe popołudnie, przed szabatem? Przebywał więc na krzyżu tylko około trzech godzin, podczas gdy przeciętny czas umierania w tych warunkach trwał trzy doby.
6. Dlaczego umożliwiono Jezusowi pomoc w niesieniu krzyża na Golgotę?
7. Dlaczego żołnierze gasili pragnienie ukrzyżowanemu Jezusowi podając mu ocet? (Łukasz 23/36). Nie mogło to się zdarzyć bez zgody setnika.
8. Dlaczego, kończąc egzykucję, nie złamano Jezusowi goleni, tak jak pozostałym dwóm skazańcom, lecz przebito Mu pierś?
9. Dlaczego pierś została zraniona po prawej stronie ciała? Wykwalifikowani oprawcy, którzy wiedzieli jak przebijać nadgarstki i stopy aby nie przeciąć arterii, chyba wiedzieli po której stronie ciała jest serce.
10. Dlaczego Jezus, po zmartwychwstaniu, nie ukazał się publicznie? Przecież to by było niepodważalne potwierdzenie słuszności Jego nauczania.
Takie zestawienia zdarzeń mogą wydawać się dziwne lub tendencyjne. Ale niczego jeszcze nie dowodzą. I wtedy otwiera się „okienko” intuicji. Między słowami przychodzi zrozumienie, nie podlegające żadnemu dowodzeniu. Układa się mozaika równie sensowna co niebezpieczna.
Jezus, natchniony później charyzmą Chrystusa, miał za młodu wtajemniczonych nauczycieli, a potem także wyznawców i zwolenników nie tylko wśród ludu, lecz także wśród elity religijnych władz żydowskich. Na przykład mógł potajemnie przyjaźnić się z wysoko postawionym i zamożnym saduceuszem Józefem z Arymatei, a także z faryzeuszem, lekarzem Nikodemem. Żył pełnią życia, przypuszczalnie zawarł związek małżeński z Marią Magdaleną, a ślub ich odbył się właśnie w Kanie Galilejskiej. Swoim nauczaniem śmiertelnie naraził się oficjalnym władzom żydowskim, co nie uszło uwadze cesarza rzymskiego. Musiał zginąć. Jego zwolennicy nie chcieli do tego dopuścić. Przekupili Piłata, który zgodził się, że Jezus będzie ukrzyżowany, ale nie umrze na krzyżu. Mają jednak być zachowane wszystkie pozory Jego śmierci. Piłat nie chciał więcej o Nim słyszeć.
Tak więc pozorna egzekucja mogła się odbyć z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Na krzyżu został uśpiony narkotykiem, w wielkim pośpiechu złożony w grobowcu należącym do Józefa z Arymatei, skąd oddano Go pod fachową opiekę lekarską. Po częściowym odzyskaniu władz fizycznych mógł się ukazać jedynie swoim uczniom i osobom najbliższym, aby nie złamać układu z Piłatem (ciekawe, że nie ukazał się swojej matce, pomimo, że była obecna podczas ukrzyżowania; w każdym razie nie mówią o tym Ewangelie). Później musiał, chyba w przebraniu, wyemigrować.
Opisany tu scenariusz wydał mi się bardziej prawdopodobny gdy dowiedziałem się, że na Filipinach, do niedawna, kilkunastu fanatyków religijnych co roku dawało się ukrzyżować, pozostając przy życiu po tym makabrycznym misterium. Jakież było moje zdumienie gdy nie tak dawno, już mieszkając w USA, natrafiłem na dzieło THE UNKNOWN LIFE OF JESUS CHRIST (autor Nicolas Notovitch, kupiłem je przez internet), a w ślad za tym zdobyłem książkę Wacława Korabiewicza: Tajemnica młodości i śmierci Jezusa. Poza tym odnalazłem poważną pracę niezależnego naukowca Fida M. Hassnain’a: Poszukując prawdziwego Jezusa (opublikowaną także po polsku). Opisane tam są dzieje Jezusa w podobny sposób. Po spełnieniu swej misji w Jerozolimie Jezus udał się ponoć do Indii i tam nauczał, otoczony wielkim uznaniem i szacunkiem. Zakończył życie naturalną śmiercią, gdy był już w starszym wieku.
Podobne wieści i publikacje nie mogły być ignorowane. Zawsze były tropione i z całą surowością tępione przez chrześcijaństwo. To nie były żarty. Niszczono je, a ich krzewicieli nawet palono.
Przekazem intuicyjnym, związanym z otwarciem archetypu Stary Mędrzec, jest pojmowanie istoty magii. Tu wypowiem się bardzo krótko. Świadomość Kosmiczną osiąga się przez koncentrację, czasem spontaniczną. Jest to skupianie uwagi na wybranym przedmiocie (lub idei), aż do przeżycia zjednoczenia z tym przedmiotem. Wtedy można mieć nań wpływ według własnej wyobraźni. Magia nie jest bowiem jedynie narzędziem woli lecz także szerzej rozumianym prawem natury, opartym na działaniu wyobraźni.
Znamienny jest uznawany przez chrześcijaństwo stygmatyzm. Rany Jezusa występują przy tym nie na nadgarstkach, ale na dłoniach, tak jak wyobraża je sobie stygmatyk. Jest to „czystej wody” proces magiczny. Innym podobnym procesem jest skrzętnie ukrywane, lecz ponoć zdarzające się zjawisko przemiany opłatka komunii w ustach niektórych fanatyków religijnych – w kawałek ludzkiego ciała. Można sobie wyobrazić, jaki wpływ na wiernych miałoby ujawnienie takich przypadków, gdy jest zatarta atawistyczna pamięć rytualnego kanibalizmu.
Podobnie jest z Całunem Turyńskim, objawieniami Matki Boskiej i z innymi cudami. Są realizacją, także w sferze fizycznej, wyobrażeń opartych na głębokiej wierze w ich prawdziwość. Stają się rzeczywiście prawdziwe. Tworzy je owa Iskra Boża, Jaźń „zamiszkująca” w każdym człowieku.
Z innych przekazów intuicyjnych mogę wspomnieć, że astrologia nie ma nic wspólnego z wpływem gwiazd na wydarzenia na naszej planecie. Gwiazdy stałe służą jedynie jako punkty odniesienia, umożliwiające określenie w jakim miejscu aury ziemskiej wzięło początek dane zdarzenie.
Miałem także przekaz intuicyjny, że nieujawnione wyniki badań lekarzy francuskich nad epidemią cholery, przeprowadzonych w czasie gdy nękała ona ten kraj, były prawdziwe. Dowodziły, że cholera jest chorobą zaraźliwą, ale nie zakaźną. Jest chorobą „ze strachu”. Bakterie nie są przyczyną tej choroby, znajdują jedynie pożywkę w dotkniętym nią organiźmie. Wyniki badań nie zostały ujawnione, ponieważ prowadzono je w warunkach niezgodnych z prawem. Informację o tym znalazłem w pewnym prywatnym wydaniu książkowym.
Może podobnie rzecz się ma z rakiem i z niektórymi innymi chorobami, nękającymi ludzi na wielką skalę?
Niedawno trafiłem na wiadomość w prasie internetowej (niestety nie odnotowałem „namiaru”), że w niektórych zacofanych krajach wybuchają epidemie zabobonnego, irracjonalnego strachu. Na przykład głoszono o masowym pozbawianiu mężczyzn potencji (o „kradzieży” penisów). Było wiele skarg i poszukiwano winowajców wśród czarowników. Nie lekceważyłbym takich zjawisk. Lęk, w tym przypadku przed utratą męskości, może rzeczywiście doprowadzić do jej utraty.
Na podstawie przekazów intuicyjnych mógłbym powiedzieć, że przestrzeń kosmiczna nie jest izotropowa lecz anizotropowa. W związku z tym szybkość światła w niej nie może być stała. Ale to jest już sprawa bardziej specjalistyczna, o której wspomnę w rozdziale 8.
Przedstawione w tych przykładach, a także inne przekazy intuicyjne zachodzą spontanicznie. Dotąd nie próbowałem jednak i nie zamierzam ćwiczyć jakichkolwiek siddhi (władz paranormalnych), gdyż po prostu nie czuję takiego pragnienia i nie widzę potrzeby.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Marian Wasilewski dnia Pon 5:32, 26 Maj 2008, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zbyszek
Poszukujący
Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy
|
Wysłany: Śro 21:33, 22 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Piękny tekst.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zbyszek dnia Śro 21:43, 22 Paź 2008, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jolanta Niemczuk
Poszukujący Drogi
Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: z gwiezdnego rozprysku
|
Wysłany: Pią 17:22, 24 Paź 2008 Temat postu: Witam ! |
|
|
Dziekuje panie Marianie. Na moim kobieco-meskim podworku doszlam do podobnych wnioskow i wyborow.
To sa lata pracy intuicyjno-intelektualnej, interdyscyplinarnej selekcji tego co niesprzeczne, kompatybilne.
Znojne nieustanne staranie sie, by przy tym wszystkim zachowac kontakt z zyciem codziennym, budowac odpornosc na zranienie w obawach przed smiesznoscia.
To zawsze wielka ulga radosci poczuc sie niesamotnym w zeglowaniu do Pelni.
Dziekuje za to rowniez Innym z tego forum.
Dzis sie zalogowalam i witam sie tak z Wami.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jolanta Niemczuk dnia Pią 17:23, 24 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|